Jeśli otrzymaliśmy w darze niezasłużone szczęście przyjścia na świat, to trzeba przynajmniej obejrzeć ziemię.
KONSTANTY PAUSTOWSKI
Jesteśmy u celu! Osiemset metrów pod nami widnieją miniaturowe zabudowania ,,turbazy'' i obozów alpinistycznych. Ku podnóżom Dombaj-Ulgienu wiedzie długa, kilkunastokilometrowa dolina z wijącym się wśród łąk i lasów, srebrnym od pian potokiem. Zła Paszcza wysuwa ku Polanie Dombajskiej jęzor lodowca. Wśród grani Sotrudżu drzemią pola lodu i śniegu; iglica Biełała-Kaja wystrzela w górę, daleka Sułachat śpi przyprószona śniegiem, a największy w tej okolicy lodowiec Alibek lśni w słońcu niczym olbrzymie lustro.
Góry wyłamują się z ciemnej pościeli lasów. Ich poorane lodami zbocza błyszczą od wodospadów. Kolory walczą ze sobą. W szczeliny skał wciska się intensywny błękit, przechodzący miejscami w fiolet. Zieleń łąk sąsiaduje z bielą lodowców i pół firnowych, a nad tym wszystkim rozpiera się bezchmurne, sierpniowe niebo Kaukazu.
fragment książki