Tu tracisz poczucie odległości, nie wiadomo, co jest daleko, a co blisko. Brakuje punktów odniesienia - te dalekie wzgórza po prawej stronie tak naprawdę są godzinę drogi od nas, a do wierzchołka po lewej, który wydaje się tak bliski, trzeba wędrować dobę. Kiedy pokonujesz tysiąc metrów za tysiącem, kiedy nie do końca zdajesz sobie sprawę, co tak grzechodze - rzeczy w plecaku czy twoje kości - kiedy nie widziesz, co jest po prawej, a co po lewej, wtedy blaknie piękno, a zagadki i paradoksy w ogóle nie są interesujące. Myśli wspinacza w takim miejscu podążają w dwóch kierunkach: tam, gdzie ciągną się ludzkie ślady, gdzie jest ciepło i wspólnota, i tam, gdzie nie ma ani jednego, ani drugiego...
Źródło: Skrzydełko okładki