Rysiek „Riko” Malczyk był postacią barwną i nietuzinkową. Z niebywałym talentem wspinał się w skałkach, Tatrach i Dolomitach, wytyczając nowe drogi. Nosił się luźno i stylowo, miał dystans do świata, talent do tworzenia półsłówek, wyjątkowe poczucie humoru, niechęć do wszelkich rygorów i organizacji oraz zamiłowanie do tanich napojów alkoholowych. Mimo iż od jego odejścia minęło wiele lat, wciąż jest wzorem i ikoną. A tak wspominają go inni wybitni wspinacze tamtych czasów.
Fragment I
Atmosfera, jaką Riko wytwarzał, to było permanentne robienie sobie jaj – on był bardzo mile nastawionym do każdego luzakiem. Nie interesowały go poważne rozmowy, bo wydawał się zdystansowany do świata. Szukał serdeczności.
Fragment II
Przyjemnością było patrzeć, jak się wspina. Robił to z taką lekkością, jakby trudności go nie dotyczyły. Gdy już nie dawał rady, padało tylko: „Lecę!”. Żadnej walki o życie, wykrzywionej twarzy, krzyków czy dygotów. Gracja. Nie nadawał się na idola, bo oprócz zalet miał też trochę wad.
Fragment III
Nieraz się zastanawiałem, na czym właściwie polegał fenomen Rika, dlaczego zajmował tak ważne miejsce w środowisku. Jest parę rzeczy oczywistych. Rzecz jasna, jego talent wspinaczkowy – nie tylko osiągnięcia, ale i sposób, w jaki się wspinał. Miał fenomenalne predyspozycje: idealną sylwetkę wspinacza i długie, niesamowicie silne palce. Przede wszystkim jednak miał dar wynajdywania rozwiązań, jak się to mówiło, „patentów”– potrafił tak ustawić się w skale, żeby te swoje fizyczne możliwości najlepiej wykorzystać. Nie ma wielu wspinaczy, o których można powiedzieć, że mają do tego szczególny talent – większość dochodzi do wyników po prostu ciężką pracą. A Riko miał to coś.