W świetlne latarki elektrycznej na tle śniegu majaczyła sylwetka Lutka. Ponad nią i ponad jaśniejszymi poladmi śnieżnymi, zalegającymi dno doliny, rozciągał się amfiteatralnie czarny mur skał. Dopiero gdzieś bardzo wysoko widać było granatowe niebo upstrzone cętkami gwiazd.
Śnieg skrzypiał pod butami. Ogarnął mnie ziąb.
- Co takiego?! - spytałem.
- Patrzcie! Ponieżej Przełączki nad Buczynową Dolinką miga światełko...
- Czyś ty zgłupiał, stary?! Skąd by tam się wzięło światełko! W oczach ci miga - burknął Leszek i dłońmi począł rozcierać uszy.
- Nie gadaj, tylko patrz! - odparł Lutek. - Mniej wiecej w jednej trzeciej ściany. O, znowu!
Źródło: fragment książki