Potem nagle zobaczyłem na ramionach Tensinga puszystą tybetańską derkę z wełny jaków. Zapragnąłem ją mieć, zapragnąłem tego tak żarliwie, że poderwałem się z wyciągniętymi rękoma i uczepiłem się ciepłych, pachnących halami frędzli jak kleszcz. Tensing wzdrygnął się, a z tyłu porwały mnie jakieś twarde dłonie i wgniotły w śpiwór. Usnąłem, a o pełnym słońcu ktoś wyniósł mnie na zewnątrz. Czułem pod sobą muskularny grzbiet, słyszałem czyjś chrapliwy oddech. Trwało to długo i przeraziłem się, że zaraz zwiozą mnie samolotem w dół, daleko od pracy, której pragnąłem ,dla której cierpiałem tyle dni. I chyba usnąłem, bo gdy otworzyłem oczy na granatowo fioletowym niebie, wysoko nad purpurowymi graniami Annapurna Himal, świeciły pierwsze gwiazdy. Jeszcze wciąż byłem na Dapa Col i jeszcze wciąż nie chciałem jej opuścić. Ogarnęło mnie łzawe wzruszenie, które znikło, gdy tylko Tensing opuścił poły wejścia. Byłem teraz w namiocie Guida.
-Pić. - szepnąłem
Źródło: Fragment książki