Zima.
Dachy wiejskich chałup przykrywa gęsta kołdra białego puchu, czasem zwisają z nich długie sople lodu - pamiętasz zrywałeś je kiedyś krzycząc: Mama mam loda! Któż nie kocha tych Świąt, gdy w bure grudniowe dni zabłysną choinki tysiącami lampek, w domu krzątanina, zapach kompotu z piecorek, atmosfera ciepła, miłości.
Góry zimą.
Jakże piękne, urzekające bielą, spokojem, otulone płaszczem śniegu, senne. Idąc w góry słyszysz tylko skrzyp zlodowaciałego śniegu pod butami, czasem szmer spadających kiści śniegu z gałązek świerka.
Gdzieś na stoku poruszają się punkciki, ludzie mozolnie pnący się pod górę. Nagle całe zbocze - niczym fatamorgana drga, rusza ogromną płytą. Miękkie płatki śniegu, teraz zbite w lodowo-śnieżną breję spadają w dół. Huk, łoskot łamanej kry na stawie. I znowu cisza - ale jakaś inna. Gdzieś uleciała senna zaduma pozostała groza. Biec ratować! Po chwili dochodzi warkot silnika śmigłowca. Postacie ubrane w czerwono czarne kurtki wysypują się na śnieg, od ściany oddają echo szczekającego psa. Pozostała nadzieja.
Redaktor Naczelny
Janusz Jędrygas